Zoe's POV:
-Na pewno nie chcesz, abym zadzwonił do twoich przyjaciółek i chłopaka? - zapytał Jason.
-Nie, nie muszą się niepotrzebnie martwić. I nie mam chłopaka. - odpowiedziałam uśmiechając się, wiedząc, że Jason wiedział o Drew'ie.
Szatyn siedział przy mnie od czterech godzin. Nie odchodził ode mnie nawet o krok, co było całkiem kochane. Sądziłam, że to po prostu oleje, sprawdzi czy wszystko w porządku i sobie pojedzie. Ale nie, on został nawet po tym, gdy się dowiedział, że nie doszło do uszkodzenia mózgu. Nie spodziewałam się tego. Przecież on jest.. jest kim jest. Znam takich typów - kradną, ćpają, piją nałogowo i zabijają. Są bez serca i mają wszystko w dupie. Ale Jason.. on udowodnił swoim zachowaniem, że jest nieco inny.
Nie?
Boże, jesteś taką idiotką. To istny Bóg seksu!
No i co z tego?
Podświadomość, nienawidzę cię z całego serca. Kiedyś chciałam dać ci imię, ale suka to odpowiednie określenie dla ciebie.
Zaśmiałam się w duchu i spojrzałam na zdziwionego Jasona. Czy on naprawdę myślał, że jestem z Drew'em? Słodko!
-Jak to nie masz chłopaka? - mruknął.
-Mówiłam ci, że jestem wolna i jestem. - zachichotałam poprawiając się na łóżku.
Nie byłam jedną z osób, które się boją szpitali. Zawsze je lubiłam, ale rzadko tu trafiałam. Nie bałam się panicznie tych białych ścian, kroplówek, leków i zastrzyków. Sama chcę iść na medycynę. Nie obrzydzały mnie różnego typu operacje, puszczane w telewizorze. Nie robiło mi się słabo na widok krwi. Jestem wytrzymała i jeszcze zobaczycie, pójdę na medycynę.
Spojrzałam z uśmiechem na Jasona, który siedział zadowolony na krześle, które przyniosła mu jedna z pielęgniarek.
-Co się tak cieszysz? - zapytałam.
-Fajnie wiedzieć, że jednak mam jakieś szanse. - uśmiechnął się szeroko.
-Szanse na co? - uniosłam jedną brew do góry, próbując się nie zaśmiać.
Jason wstał, oparł dłonie po obu stronach mojej poduszki i nachylił się nad moim uchem.
-Na gorący seks, gdy wyjdziesz ze szpitala. - szepnął uwodzicielsko, zawadzając wargami o płatek ucha.
To ten moment, gdy w brzuchu czujesz milion motylków. Tak, właśnie tak jest ze mną. Przerażała mnie myśl o nas w łóżku. To Jason Cook! Jeden z najseksowniejszych facetów jakich widziałam! Jego ciało, włosy, oczy i usta.. Pieprzona perfekcja. Gdybyśmy wylądowali w łóżku, chyba przez tydzień bym z niego nie wychodziła. Ale.. obiecałam sobie, że tak szybko mu się nie dam. Granie niedostępnej dla Jasona Cooka, może być całkiem zabawne.
-Fajne masz marzenia. - odszepnęłam podobnym głosem co on, do jego ucha.
Poczułam na policzku jak kącik jego ust unosi się ku górze. Nie mogłam się powstrzymać i dotknęłam jego idealnie postawionych włosów. Wiem, że mnie zabije, ale mimo to zrobiłam to. Potargałam jego włosy.
-Ej! Dotykaj mnie na dole, a włosy zostaw w spokoju! - jęknął poprawiając włosy.
-Chciałbyś. - zaśmiałam się.
-Ewentualnie możesz pomacać moją piękną klatę, ale obiecaj, że zejdziesz na dół! - uśmiechnął się ukazując idealnie proste, śnieżnobiałe zęby. Jego brwi uniosły się do góry, a ja wpatrywałam się w szeroko otwarte tęczówki Jasona. Cały był idealny, ale nie mogę sobie pozwolić na taki skok.
-Naprawdę mogę? - jęknęłam robiąc maślane oczka.
-Jak wyjdziesz ze szpitala, jestem cały twój. - puścił mi oczko.
-Przepraszam, że przeszkadzam, ale jest już prawie druga w nocy, czy moglibyście być ciszej? I naprawdę proszę, aby pani poszła w końcu spać. - powiedziała pielęgniarka patrząc na nas surowo.
-Przepraszamy. - mruknęłam cicho.
Kobieta pokiwała głową i wyszła z pomieszczenia. Ułożyłam się wygodnie na łóżku, ale gdy położyłam źle głowę od razu z moich ust wydobył się jęk.
-Co jest? - zapytał zmartwiony szatyn.
-Nic. - szepnęłam.
Delikatnie podniosłam się i poprawiłam. Ułożyłam się na lewym boku, aby być przodem do chłopaka. Przykryłam się lepiej kołdrą i posłałam Jasonowi uspokajający uśmiech.
-Naprawdę masz zamiar tutaj spać? - zapytałam.
-Nie zostawię cię samej. - westchnął.
-Na noc mógłbyś iść do domu. - jęknęłam, wiedząc, że potem wszystko będzie go boleć po spędzonej nocy na krześle.
-Nie ma mowy. - uśmiechnął się.
-Ale tutaj jest niewygodnie. - wskazałam podbródkiem na krzesło z grymasem na twarzy.
-Dam radę.
Westchnęłam, czując jak moje powieki stają się cięższe. Obraz stawał się coraz mniej wyraźny, a po chwili światło zgasło.
-Dobranoc księżniczko. - usłyszałam ciche mruknięcie, a potem skrzypnięcie krzesła.
Nie siliłam się na odpowiedź, tylko uniosłam lekko kąciki ust. Sen nastał szybciej, niż się tego spodziewałam.
***
Uchyliłam powieki po raz setny dzisiejszego dnia. Co chwilę zasypiam i tak samo się budzę. Jest mi strasznie nudno i prawie zadzwoniłam do moich przyjaciółek. Nie chciałam aby się martwiły. Pytałyby o wszystko, jak do tego doszło, co chwilę: "jak się czujesz?". Nienawidzę być w centrum uwagi, a wtedy właśnie by tak było. Lepiej dla nich, gdy nie wiedzą. Jason wyszedł z rana, żegnając mnie lekkim pocałunkiem na czole, co było jak zwykle słodkie i kochane. Udawałam potem nadal śpiącą, ale wiedziałam, iż był pewny, że nie śpię. Wydałam się szerokim uśmiechem, na co się wtedy zaśmiał. Nie myślałam wtedy o nim jako o mordercy.
Przez tą nudę, myślałam, że oszaleję. Czułam w środku taką pustkę. Co chwilę z moich ust wydobywał się jęk, a moje ciało rzucało się po łóżku. Chciałam coś zrobić. Posłuchać muzyki, poczytać, pooglądać. Nawet iść do szkoły. Cokolwiek! Ale nie, nie mogę nic robić! Może mi to uszkodzić zdrowie, no jasne. A ja będę leżała i gapiła się w ścianę. Świetnie. Dobry plan. Dobre życie Zoe Ross. Całe moje życie to wielka porażka. No jakich słów mam użyć? Nikt mnie nie chce. Nie mam rodziny, ciepłego domu, kochającego chłopaka. Mam tylko przyjaciółki, które nigdy nie były, nie są i nie będą w takiej sytuacji. Naprawdę nikt nie chciał mnie adoptować? Dzięki ludzie, nie wymagałabym od was dużo jakbyście mnie przygarnęli w dzieciństwie.
Prawda jest taka, że sobie w ogóle nie radzę. Szkoła, praca, rachunki i życie osobiste. Nie mam na nic czasu. Ostatnimi czasy zaniedbuje kompletnie szkołę, a skupiam się na pracy, aby nie zostać bezdomną. Przecież nie mogę wylądować na bruku, prawda? Muszę się starać. Jestem nawet gotowa rzucić szkołę, aby mieć gdzie mieszkać. Na razie to jest dla mnie najważniejsze. Muszę z czegoś żyć w końcu. Ale.. to wszystko jest takie trudne. Mia, Destiny i Hailie wiele razy proponowały, abym wzięła od nich pieniądze. Wzięła, nie pożyczyła. Oczywiście za każdym razem odmawiałam. Proponowały też, abym u którejś zamieszkała, bo to nie problem. Ale nie mogę! Czułabym się jak jakiś pasożyt. Nie mogę wchodzić w czyjąś rodzinę. Muszę jakoś radzić sobie sama. Nie mam wyboru.
Spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie. Trzynasta. Super. Byłabym właśnie w szkole, bynajmniej bym coś robiła. Na szczęście mam ze sobą telefon, pielęgniarka mi przyniosła moje rzeczy zaraz po wybudzeniu. A właśnie, telefon!
Chwyciłam urządzenie leżące na etażerce. Dwadzieścia procent baterii, super, świetnie, fantastycznie. Nie mam wyboru i chyba muszę dać klucze Jasonowi, aby przyniósł mi kilka rzeczy zanim stąd wyjdę.
-Zoe? - usłyszałam dość znajomy, męski głos.
Spojrzałam w kierunku drzwi, gdzie stał Drew. O cholera!
-Co ty tu robisz? - spytałam po chwili ciszy.
-No mogę zapytać ciebie o dokładnie to samo - powiedział jakby zmartwiony?
Podszedł do mojego łóżka, chwycił stołek i usiadł na nim.
-Co się stało? - chwycił moją dłoń i delikatnie ucałował każdą z kosteczek. Kochany. Oczywiście jak zwykle, na mojej twarzy poczułam gorące rumieńce. No świetnie!
-Mały wypadek - westchnęłam, patrząc na niego i szczerząc zęby, aby go jakoś uspokoić i zapewnić. Widząc jego minę, od razu spoważniałam. - Długa historia. Co tu robisz?
-Moja mama jest tutaj lekarzem. Skończyłem już lekcje, ale chyba zgubiłem klucze do domu więc musiałem przyjść po mojej mamy - uśmiechnął się ciepło. - Chętnie posłucham w jaki sposób taka ślicznotka trafiła do szpitala.
Jason's POV:
Nie wytrzymałem i na widok Ricka w domu, po prostu się na niego rzuciłem. Przycisnąłem go z całych sił i miałem kurwa w dupie, że jest pieprzonym zastępcą.
-Co do cholery?! - wrzasnął próbując się wyrwać.
Chwyciłem jego koszulkę, delikatnie odsunąłem od ściany i jeszcze mocniej go na nią popchnąłem. Byłem naprawdę wściekły. Pierwsze; uderzył Zoe. Drugie; był kompletnie nie uważny. Trzecie; jest pieprzonym zastępcą. Nawet nie miałem zamiaru się powstrzymywać i doprowadzać do porządku, więc od razu przeszedłem do rzeczy. Wymierzyłem pierwszy cios w jego szczękę. Użyłem całej swojej siły, chciałem sprawić by cierpiał tak jak Zoe. To była kurwa dziewczyna, a nie facet! On uderzył dziewczynę!
-Jason co ty odpierdalasz? - warknął Rick.
-Co ja odpierdalam? Ja? Otóż kolego, chcę ci pokazać jakim gównem jesteś. - splunąłem.
Uderzyłem go kolejny raz, kopnąłem z całych sił kolanem w brzuch i krocze, a ten bezwładnie upadł na podłogę. Pieprzony cienias.
-Jason, starczy już - usłyszałem za sobą głos Petera.
-Taa jasne! A co ty mu już niby zrobiłeś? Nic pewnie kurwa nie powiedziałeś na ten temat! I ty go kurwa wyznaczyłeś na drugiego przywódcę? - syknąłem przez zaciśnięte zęby. Próbowałem opanować całą złość.
Od zawsze Rick działał mi na nerwy. Nigdy się mnie nie słuchał, zawsze stawiał na swoim i nawet nie brał do przemyślenia innych propozycji z gangu oprócz Petera. Wywyższał się cholernie co doprowadzało mnie do całkowitego szaleństwa. Małe, pieprzone, gówno.
-Jason, uspokój się albo.. - zaczął Peter.
-Albo co? - przerwałem. Nie wytrzymam zaraz, no kurwa nie wytrzymam.
Jak się spodziewałem, nie dostałem odpowiedzi. Parsknąłem i ostatni raz kopnąłem Ricka w brzuch.
***
Po nieco dłuższym prysznicu i przebraniu się w świeże ciuchy, pojechałem do szpitala i już po dwudziestu minutach byłem na miejscu. Dziwnie się czułem odwiedzając to miejsce. Dziwnie się czułem przychodząc tu dla dziewczyny. Ale czy chodzi tutaj tylko o zwykły seks? Po części.. No co ja mam poradzić, że ona jest taka gorąca? Muszę się przyznać, że ja.. polubiłem tą dziewczynę. Ale nie tak jak sobie to wyobrażacie. Po prostu, wydaje się być w porządku. Nie jest jak te wszystkie laski. Ma w sobie to coś.Dochodząc do sali Zoe, usłyszałem jej śmiech i jakiegoś faceta. Z kim ona tam jest?
Cichym krokiem podszedłem do drzwi.
-No i wtedy powiedziałem mu, że prędzej zostanę gejem niż oddam mu moje miejsce w drużynie. - powiedział jakiś głos, a po chwili usłyszałem chichot Zoe.
Delikatnie wyjrzałem zza framugi i zobaczyłem tego samego faceta co był wczoraj z Zoe na kręglach a potem odprowadził ją do domu. Nie wiem dlaczego, ale wściekłem się. Siedział na brzegu jej łóżka, jedną dłoń oparł na materacu obok jej biodra, a drugą trzymał na swoim kolanie. Jeszcze kurwa się na nią połóż, kretynie.
-Szkoda, że nie będziesz mnie dopingować na meczu. - westchnął.
No, wielka szkoda.
-Obiecuję, że na następnym będę najgłośniej krzyczeć twoje imię. - zachichotała.
Że co?
Krzyczeć to będziesz, ale moje imię i w łóżku.
Postanowiłem nie zwlekać i wszedłem do sali. Oczy Zoe od razu odnalazły moje, a na jej twarzy widniało widoczne zdziwienie.
Po chwili jej kolega się odwrócił z uśmiechem. Jednak ten pieprzony uśmieszek znikł w chwili, gdy prawdopodobnie mnie rozpoznał.
-Jak się czujesz? - zapytałem brunetki i podszedłem bliżej jej łóżka. Zignorowałem tego typa.
-Już lepiej. Nie musiałeś przychodzić.. - westchnęła posyłając mi lekki uśmiech.
Odwzajemniłem ten gest, siadając na końcu jej łóżka, blisko dłoni tego gnojka. Od razu zabrał łapę i spojrzał zdziwiony na Zoe. Widziałem jak lekko kiwnęła głową. Co to miało znaczyć?
-To ja się będę zbierał.. - mruknął wstając.
-Drew! - krzyknęła Zoe, gdy już był przy drzwiach.
Czyli nazywa się Drew. Ładne imię, koleś.
-Tak? - zapytał odwracając się.
-Nie mów proszę nikomu, że tutaj jestem. Nawet dla dziewczyn, proszę. - poprosiła go Zoe.
-Um.. Okej. Cześć. - mruknął i wyszedł z sali.
No, masz szczęście kolego, że się zgodziłeś.
-Okłamałaś mnie. - mruknąłem.
-Co...? - zdziwiła się.
-Masz chłopaka.
-Nie mam chłopaka! - zaprzeczyła od razu.
-To co on tutaj robił?
-Nie muszę się tobie z niczego tłumaczyć. - warknęła wściekle.
Czyli mnie okłamała. Źle, Zoe, źle.
Zoe's POV:
Po tygodniu już dostałam wypis ze szpitala. Wszystko było w porządku, lekarz wypisał mi jedynie leki przeciwbólowe, a w razie komplikacji mam wrócić do szpitala w trybie natychmiastowym. Tak, dokładnie tak powiedział. Ale ja się nigdzie nie wybieram. Wiem, że wszystko będzie w porządku. Dla świętego spokoju, będę brać leki, nie chce tutaj wracać. Myślałam, że zanudzę się na śmierć. Jason mnie jedynie ratował. A właśnie, Jason. Pokłóciliśmy się. Dzień przed moim wyjściem, powiedziałam trochę słów za dużo i on w sumie też przesadził. Powiedziałam mu na koniec, że ma się do mnie nie odzywać i to koniec. Nieważne.
Dziewczynom powiedziałam, że jestem chora i nie powinny mnie odwiedzać, bo to zbyt niebezpieczne. Oczywiście mi uwierzyły. Ma się ten dar przekonywania, nie?
Drew się do mnie nie odzywał od czasu naszego spotkania w szpitalu. I jestem pewna, że to przez Jasona. I właśnie dlatego się pokłóciliśmy.
Dla szkoły mam zwolnienie od lekarza, bo inaczej miałabym problemy z policją. A tego oczywiście nie chciałam.
Policja przyszła kilka razy do szpitala, abym złożyła zeznania. Trzymałam się cały czas tej samej wersji, czyli nic nie widziałam, usłyszałam krzyki i postanowiłam to sprawdzić, a gdy doszłam na miejsce zostałam uderzona.. patelnią. Ja pierdole, jaka kreatywność. Patelnią to ja kiedyś rzucałam do dresów wydzierających się pod moim oknem. Tak, wiem, głupie. No ale co miałam zrobić? Wydzierali się jak opętani, prosili abym ich wpuściła i się z nimi napiła. No to rzuciłam taką małą patelnią. Potem mi ją odnieśli pod same drzwi i opuścili osiedle. Dobry plan, polecam, Zoe Ross.
Właśnie szykowałam się do szkoły. To mój pierwszy dzień od opuszczenia szpitala. Dobrze iść z myślą, że nikt o tym nie wiedział i nie będzie ci fałszywie współczuł.
Gotowa opuściłam łazienkę i spakowałam wszystkie potrzebne przedmioty do torebki. Podłączyłam słuchawki do mojego telefonu i puściłam jak zawsze Janoskians. Co ja poradzę, że ich kocham? No halo, są cudowni! Jak można nie kochać tych debili? Tradycyjnie, puszczałam Janoskians jak wychodziłam z domu do szkoły. Dobry początek dnia, rozumiecie. Jak załatwicie mi bilety na ich koncert, to będę wasza, przysięgam. Dosłownie, jak słyszę tych dupków to nie mogę się powstrzymać i skaczę jak głupia. Jak jeszcze wylecą na scenę w samych bokserkach, jestem gotowa wskoczyć tam i.. może nie skończę. Co z tego, że mam osiemnaście lat i powinnam zachowywać się jak dojrzała osoba? Nikt nie ma prawa mnie oceniać, dziękuję, do widzenia.
No i znowu przy windzie spotkałam właściciela budynku. O witam, cmentarzu!
-Najmocniej pana przepraszam.. - powiedziałam od razu gdy na mnie spojrzał.
-Za co?
Jak to za co?
-No.. jeszcze nie zapłaciłam. - mruknęłam.
-Pani chłopak zapłacił. - zaśmiał się.
-Chłopak? - zmrużyłam oczy, przyglądając się mu jakby całkiem zwariował. Przecież nie mam chłopaka.
-No tak, zapłacił za zaległy, teraźniejszy i przyszły miesiąc. - uśmiechnął się, przepuszczając mnie w windzie.
Kto. Do. Cholery. Zapłacił. Za. Mój. Czynsz.
Niech ktoś mnie uszczypnie! Stop, stop. Zoe, myśl!
Jason! Ten dupek zapłacił za moje rachunki! Wtedy jak mnie odprowadził do domu i kazał wejść do mieszkania, a on "rozmawiał" z właścicielem. Kto mu do cholery pozwolił?!
-Ach, no tak. Jestem tak zabiegana i kompletnie zapomniałam, że mi pomógł. - powiedziałam z uśmiechem, aby wyglądać wiarygodnie.
Przecież jakby się dowiedział, że Jason nie jest moim chłopakiem i zapłacił za mój czynsz bez mojej zgody, poszedłby na policję, oddał pieniądze i musiałabym płacić. W sumie.. wyszło okej, ale muszę pogadać z tym dupkiem. Mówiłam mu, że ma za nic nie płacić. No ale on chyba już taki jest, ma wszystko w dupie i musi postawić na swoim. Mam być wdzięczna? Okej, będę, ale dopiero po tym jak go przetrzepię po tym co zrobił. Skończony idiota.
***
-Ale wszystko już z tobą w porządku? - zapytała po raz setny Mia.-Tak, jestem zdrowa jak ryba. - uśmiechnęłam się do dziewczyn.
Po w-f'ie przebierałyśmy się w szatni, gdy podeszła do nas największa suka w szkole, zwana Lucy. Rozpieszczona, blondyneczka. Możecie mówić na nią dziwka, tak łatwiej.
-Cześć dziewczyny. - powiedziała jak zwykle tym przesłodzonym głosem.
-Ta, cześć. - mruknęła Destiny.
Lucy z Destiny nienawidziły się od pierwszej klasy podstawówki. Kilka lat później, wywiesiła jej stanik na szkolnej stołówce. Destiny odegrała się, jak to ma w zwyczaju i napisała na jej szafce "dziwka" i przykleiła podpaskę i kondoma. Z klasą, nie?
-Chciałabym cię zaprosić na moją imprezę urodzinową. Dziś o dziewiętnastej. - podała mi różową kartkę urodzinową. - Twoje przyjaciółki już dostały zaproszenia, jak byłaś chora. - powiedziała podekscytowana.
-Um, dzięki Lucy. - podziękowałam uśmiechając się sztucznie.
Gdy blondynka odeszła od razu Destiny wsadziła palec wskazujący do buzi, mówiąc nam tym, że zaraz zwymiotuję. Zachichotałam i schowałam różową kartkę do torebki, po czym ubrałam swoją koszulkę. Na ramiona nasunęłam beżową kurtkę i zabrałam torebkę. Zamknęłam po sobie szafkę i z dziewczynami wyszłyśmy z szatni. Rozdzieliłyśmy się, ponieważ każda z nas miała w innym miejscu swoją szafkę. Teraz czekała na nas chemia, w sumie to w porządku. Lubiłam ten przedmiot.
Sięgnęłam po książkę i gdy chciałam zamknąć szafkę, ktoś mnie wyprzedził i trzasnął ją przed moją twarzą. Podskoczyłam przerażona i szybko się odwróciłam.
-Drew! - pisnęłam i uderzyłam go w ramię.
-Musimy pogadać. - powiedział takim tonem, że mnie aż zmroziło.
O nie! Chodzi o tą imprezę? Miałam wtedy z nim iść na imprezę, ale trafiłam do szpitala i mnie ominęła. Ale teraz przecież jest u Lucy, tam możemy iść razem. O ile chce.
Weszliśmy do pustej sali, a brunet zamknął za nami drzwi. Usiadłam na jednej z ławek, Drew zasłonił rolety, aby nikt nas nie widział. Okej, mam się bać?
-O co chodzi, Drew? - zapytałam, nieco drżącym głosem.
-Nie mówiłaś, że spotykasz się z kimś. - mruknął chłodno.
Jezu!
-Z nikim się nie spotykam, Drew.
-Jason Cook, coś ci to mówi?
-Skąd go znasz? - wstałam z ławki i zrobiłam krok w przód.
-A kto go nie zna? - zaśmiał się. - Nie chcę mieć z nim problemów, więc chyba zakończymy naszą znajomość.
-Drew, ja się z nim nie spotykam! - tupnęłam nogą w podłogę, jak małe dziecko, które nie dostało swojej zabawki. No tak, typowe dla mnie. - On się do mnie przyczepił! Nigdy więcej się z nim nie spotkam. Już mu powiedziałam, że ma się do mnie nie odzywać.
-Nie chcę problemów. - mruknął.
Podeszłam do niego i chwyciłam jego dłonie w swoje. Spojrzał na mnie, a ja uśmiechnęłam się do niego, jak najładniej potrafiłam. Tak jak chciałam, uwierzył w moje słowa, które były tylko i wyłącznie prawdą. Uśmiechnął się i ucałował mój policzek.
-Na pewno nic cię z nim nie łączy? Wiesz, nie biorę się za zajęte dziewczyny, a szczególnie dziewczyny Cooka. - zaśmiał się.
-Jestem cała dla ciebie. - zachichotałam.
-Dobrze. - szepnął przybliżając swoją twarz do mojej.
O. Mój. Boże. On mnie zaraz pocałuje!
Po chwili poczułam jego miękkie wargi na swoich. Z początku było to lekkie muśnięcie, aż przerodziło się w coś większego. Drew wepchał swój język do mojej buzi, a nasze języki rozpoczęły walkę o dominację. Oplotłam dłońmi jego szyję, chłopak przyciągnął mnie bliżej siebie, a ja poczułam jak stado motylków rozwiało się w moim brzuchu. Tak cholernie długo na to czekałam! Klękajcie suki, Drew Griffin właśnie mnie całuje.
Gdy oderwaliśmy się od siebie od razu oblizałam wargi, chcąc poczuć jego smak. Uśmiechnęłam się pod nosem, my się właśnie całowaliśmy!
-No nieźle. - powiedział śmiejąc się.
-No nieźle. - powtórzyłam.
Także, no nieźle.
Nagle drzwi się otworzyły, a do sali wszedł nauczyciel. Prawdopodobnie to była jego sala.
-Przeszkadzam? - zaśmiał się pan Bonsonzen.
Natychmiast oderwaliśmy się od siebie i wyszliśmy z sali, próbując się nie zaśmiać. Było to nieco trudne. Mina nauczyciela była bezcenna.
-Będziesz u Lucy? - mruknął przyciskając mnie do ściany obok drzwi od sali z której przed chwili wyszliśmy.
Kiwnęłam głową, a uśmiech nie schodził z mojej twarzy. My. Się. Całowaliśmy.
-Do zobaczenia. - szepnął i ostatni raz musnął moje wargi.
O tak, patrzcie suki.
***
Wieczorem, punkt osiemnasta trzydzieści, ubrałam się w mój strój przygotowany na imprezę. Zrobiłam równe kreski, co wychodziło mi całkiem nieźle. Yea, mogę zostać już kosmetyczką? Umiem robić kreski, yeah! Musnęłam jeszcze rzęsy tuszem, nałożyłam trochę podkładu a usta pomalowałam bezbarwnym błyszczykiem. Zostawiłam włosy rozpuszczone, tylko je dokładnie rozczesałam i byłam gotowa. Wyszłam z łazienki, spakowałam do mojej małej torebki telefon, klucze i pieniądze. Opuściłam swoje mieszkanie, gdy dostałam sms'a od Destiny, że już czekają pod moim blokiem. Było już po dziewiętnastej, kiedy dziewczyny i ja wjeżdżałyśmy na wzgórze prowadzące ku dzielnicy Lucy. Nietrudno wyznaczyć socjoekonomiczną mapę Nowego Jorku. Wystarczy łatwy test: rzuć szklaną kulką na ulicę. Jeśli potoczy się w dół, jesteś z wyższych sfer. A jeśli zniknie w tumanach pary lub mgły, zanim zdążysz zobaczyć, dokąd się potoczyła, to jesteś.. No, to znaczy, że mieszkasz na zadupiu.
Destiny prowadziła swoje białe BMW w górę. Dzielnica Lucy należała do tych starszych, z wysokimi drzewami ocieniającymi ulice i zasłaniającymi księżyc. Domy miały profesjonalnie zaprojektowane ogrody i półokrągłe podjazdy. Architektura była staroświecka; wszystkie budynki białe z czarnymi elementami. Destiny spuściła szyby i z oddali dobiegły nas rytmiczne odgłosy dubstepu.
Dojechałyśmy do skrzyżowania, na którym Destiny skręciła w lewo. Muzyka stawała się coraz głośniejsza, kiedy jechałyśmy przez ten kwartał, uznałam więc, że zmierzamy we właściwym kierunku. Po obu stronach ulicy stały zderzak w zderzak samochody. Kiedy mijałyśmy elegancko odremontowaną wozownię, muzyka osiągnęła apogeum głośności, aż samochód trząsł się od hałasu. Trawnikiem w stronę domu - domu Lucy - zmierzały tłumy ludzi.
-Coś ty taka zadowolona? - zapytała mnie Hailie.
-Hm? - mruknęłam odwracając głowę do tyłu.
-O mój boże! Znam to spojrzenie, kochana, znam je! Ty kogoś poznałaś! - pisnęła Mia.
-Drew Griffin mnie pocałował! - pisnęłam, nie chcąc owijać w bawełnę.
Nagle Destiny ostro zahamowała, a ja poleciałam do tyłu, gdyż byłam odwrócona właśnie tyłem do przedniej szyby.
-Drew Griffin?! - krzyknęła uśmiechając się.
-Tak! - odpisnęłam siadając tyłem do drzwi pasażera, aby być nieco przodem do każdej z dziewczyn.
-I jak było? - zapytała Dess poprawiając swoje długie, rozpuszczone i proste włosy w lusterku.
-Było cudownie, nawet nie zdajecie sobie sprawy jak on dobrze całuje. - jęknęłam kręcąc głową i klasnęłam w dłonie gdy przypomniałam sobie jego smak.
Usłyszałyśmy za sobą dźwięk klaksony, a rudowłosa od razu ruszyła do przodu. Dziewczyna wcisnęła się całkiem na przednich miejscach, pomiędzy małymi autami.
Drzwi frontowe domu Lucy były otwarte. Prowadziły do ciemnego, wykładanego marmurem holu, wypełnionego ciałami wirującymi w rytm muzyki Jay-Z. Korytarz przechodził płynnie w wielki salon o wysokim sklepieniu i ciemnych wiktoriańskich meblach. Na wszystkich,
-Potrzebuję chwili, żeby się na to mentalnie nastawić. - wydarła się Destiny, chcąc przekrzyczeć muzykę. - Wiesz, to miejsce będzie pełne Lucy. Jej zdjęć, jej mebli, jej zapachów. W kwestii zdjęć, przydałoby się znaleźć jakieś stare rodzinne fotografie. Chciałabym zobaczyć jak wyglądał tato Lucy jakieś dziesięć lat temu. Kiedy widzę w telewizji reklamy jego firmy, zastanawiam się, czy wygląda tak młodo dzięki chirurgi plastyczniej, czy tonom makijażu.
Destiny a Lucy od zawsze się nienawidziły, ale to już wspominałam. Ojciec blondynki, jest najbardziej znanym i nadzianym facetem w mieście. Ma kilka firm, które przynoszą duże zyski. No, nic dziwnego że Lucy to zwykła rozpieszczona suka. Zastanawiacie się, dlaczego więc przyszłyśmy na tą imprezę i to w dodatku urodzinową. Nieobecność na jej imprezie to najlepszy sposób, by zmarnować sobie życie towarzyskie. No ale skoro impreza to impreza, nieważne u kogo, ważne by się dobrze bawić. Jeśli będzie nudno i wszędzie będą różowe baloniki, wyjdziemy w trybie natychmiastowym, zabierając po drodze butelki wódki. Dobry plan, nie?
Chwyciłam ją i Hailie za łokieć, a blondynka chwyciła również Mię. Przyciągnęłam je blisko siebie.
-Nie zostawisz nas teraz. - krzyknęłam do rudowłosej.
Destiny zajrzała do środka, marszcząc czoło.
Otwarłam usta, ale szybko je zamknęłam. Szanse na ujrzenie którejkolwiek z tych rzeczy były dość wysokie, ale w moim interesie leżała oficjalna akceptacja warunków stawianych przez Destiny.
Od dalszej rozmowy wybawiła nas Lucy, która wynurzyła się z ciemności z misą na poncz w rękach. Obrzuciła nas wszystkie wesołym, fałszywym spojrzeniem z uśmieszkiem. Suka.
Blondynka podsunęła nam misę na poncz pod nos.
-Składka. Nikt bez niej nie wchodzi.
-Co? - zapytałyśmy wszystkie równocześnie.
-Składka. Naprawdę myślałaś, że zaprosiłam was tu bez powodu? Potrzebuję waszej kasy. Najzwyczajniej.
Razem z dziewczynami wpatrywałyśmy się w misę, w której leżały banknoty.
-Na co te pieniądze? - zapytałam.
-Na nowe kostiumy cheerleaderek. Drużyna chce nowe, zapomniałyście? A ty Zoe i Destiny, z tego co wiem, należycie do cheerleaderek i same jęczałyście o nowych strojach.
-Ile? - zapytała Hailie.
-Dwadzieścia.
Prawdopodobnie nie miałam tyle. Szczerze to nie myślałam, że będą mi tutaj potrzebne pieniądze, więc wzięłam tylko jakieś drobniaki na wszelki wypadek.
Destiny mruknęła pod nosem "suka" patrząc się w sufit i sięgając do tylnej kieszeni swoich szortów, które wręcz uwielbiała. Mówiła, że idealnie opinają jej tyłek i tak właśnie było. Włożyła zwitek banknotów do misy, ale było ciemno, więc nie widziałam ile.
-Powinnaś dać mi najpierw pieniądze do przeliczenia. - stwierdziła Lucy, grzebiąc w misie i usiłując rozpoznać składkę Dess. Jeszcze suko breszesz?
-Założyłam, że nie dasz rady policzyć do dwudziestu. - odparła ruda. - Bardzo przepraszam.
Lucy parsknęła, po czym odwróciła się na pięcie i wniosła misę do domu.
-Ile jej dałaś? - zapytała Mia.
-Zero. Wrzuciłam kondomy.
Uniosłam brwi.
-Od kiedy nosisz przy sobie kondomy?
-Podniosłam go z trawnika, jak tu szłyśmy. Kto wie, może przyda się Lucy. Niedopuszczenie do tego, żeby jej DNA przedostało się do puli genetycznej, uważam za dobry uczynek.
Wszystkie zaśmiałyśmy się ze słów rudowłosej. Zawsze jechała po Lucy, a każdego zawsze to bawiło. Dwie były najbardziej popularnymi dziewczynami w szkole i właśnie o to rywalizowały między sobą. Sława w szkole, yea.
Weszłyśmy do środka i wmieszałyśmy się w tłum. Zaczęłyśmy tańczyć, po drodze zabierając komuś kubki z alkoholem. Faceci z naszej szkoły przyłączyli się do nas i teraz było nas ośmiu.
Prawdę mówiąc, przyszłam tu tylko ze względu na Drewa. A bardzo chciałam go zobaczyć.
Wyglądało na to, że mam okazję. Drew pojawił się w przejściu do kuchni, ubrany w zwykłe jeansy i białą koszulkę. Odwróciłam wzrok, zanim jego spojrzenie spoczęło na mnie. Lepiej, żeby nie widział, jak wpatruję się w niego z chcicą. Oo, tak, mam na niego chcicę. No co? Niech powalczy trochę o mnie.
-Musimy pogadać. - krzyknęła Destiny do mojego ucha, a potem chwyciła mój łokieć ciągnąc mnie na zewnątrz, gdzie impreza też trwała w ogrodzie Lucy. - Musisz mi pomóc.
-W?
-Pamiętasz jak Lucy odbiła mi dwa tygodnie temu Alexa? - warknęła wściekle zakładając ręce na piersi.
A no tak. Ta głupia suka nagadała Alexowi na Destiny i zerwał z nią niechcąc słuchać wyjaśnień. Do dziś nie wiemy co mu powiedziała, a moja przyjaciółka wciąż się na niej nie odegrała. Boję się co wymyśliła.
-Co dalej? - zapytałam.
-Musisz pomóc dostać mi się do jej pokoju. Albo nie, sama pójdziesz. Gdy zobaczy, że akurat mnie nie ma, będzie wiedziała o co chodzi.
-Co?! Nie! Zwariowałaś!
-Proszę cię Zoe! Hailie i Mia na pewno się nie zgodzą, a ja wierzę, że dasz sobie radę! Poza tym, będę pilnować, gdy ktoś będzie szedł. - wsunęła mi coś do ręki.
-Co to jest? - zapytałam.
-Krótkofalówka. Pożyczyłam od sąsiada. Siądę na schodach i będę trzymać wartę. Jeśli ktoś się pojawi, dam ci znać.
-Chcesz, żebym teraz zaglądnęła do sypialni Lucy?
-Chcę, żebyś ukradła pamiętnik i czapkę Alexa, którą na pewno ma.
-Żartujesz? - syknęłam.
-Nie! To wielka okazja, żeby przekonać się co jest między Lucy a Alexem. Nie mogę tego odpuścić. Poza tym, chcę wiedzieć co o mnie wypisuje, a na pewno coś pisze.
-Ale to jest nie w porządku.
-Nie, jeśli ukradniesz go tak szybko, że nie zdążysz poczuć wyrzutów sumienia.
Spojrzałam na nią ponuro.
-Nie. - odparłam twardo. - Zła kobieta z ciebie, Dess. - jęknęłam opierając się o ścianę domu.
Westchnęła ciężko.
-Cóż, warto sróbować.
Spojrzałam na krótkofalówkę trzymaną w dłoni.
-Czemu nie możesz wysłać mi sms'a?
-Szpiedzy nie wysyłają sms'ów. - powiedziała dumnie unosząc podbródek ku górze.
-Skąd wiesz?
-A skąd wiesz, że sms'ują?
Nie było to warte kłótni, więc włożyłam krótkofalówkę do dużej, przedniej kieszeni moich szortów.
-Jesteś pewna, że pokój Lucy jest na piętrze?
-Jeden z jej byłych siedzi ze mną na hiszpańskim. Powiedział mi, że Lucy co wieczór punkt o dziesiątej rozbiera się przy zapalonym świetle. Czasem kiedy on i jego kumple się nudzą, podjeżdżają żeby obejrzeć przedstawienie. Mówi, że Lucy nigdy się nie spieszy, a kiedy już skończy, on ma sztywny kark od zadzierania głowy. Mówił też, że raz..
Zasłoniłam uszy rękami.
-Przestań! - syknęłam.
-No co? - jęknęła.
Zerknęłam w stronę schodów. Miałam wrażenie, że żołądek ciąży mi dwa razy bardziej niż trzy minuty temu. Jeszcze nic nie zrobiłam, a już miałam poczucie winy. Od kiedy upadłam tak nisko, żeby grzebać w sypialni tej suki? Czemu pozwoliłam Destiny tak mi namieszać w głowie?
-Ale umówiłam się tu z Drewem. - przypomniałam sobie uderzając się w otwartej dłoni w czoło.
-Powiem mu, że na chwilę wyszłaś do sklepu, bo było słabe picie. - wzruszyła ramionami, jakby dawno już wymyśliła ten plan.
-Zamorduję cię. - obiecałam. - Idę na górę. Kryjesz mnie?
-Odbiór.
Weszłyśmy do środka, a ja od razu skierowałam się na schody. Zaglądałam do drzwi, w niektórych pokojach znajdowały się już pary uprawiających dziki seks. Szłam przodem, aż znalazłam się na skrzyżowaniu. W lewo czy prawo? Przypomniałam sobie podjazd Lucy i historyjkę o podglądaniu jej przez byłego faceta. Zdecydowanie w lewo. Pierwsze drzwi były uchylone, więc zajrzałam do środka. Pokój urządzony był na różowo (dokładnie tak jak się spodziewałam): różowe ściany, różowe zasłony, różowa kapa na łóżku i różowe ozdobne poduszki. Zawartość szafy leżała rozrzucona na łóżku, podłodze i pozostałych meblach. Na ścianach wisiały fotografie w plakatowych rozmiarach - wszystkie przedstawiające Lucy w uwodzicielskich pozach w stroju cheerleaderki naszej szkolnej drużyny. Samouwielbienie? Zdecydowanie, ta suka ma większe ego niż myślałam. Trochę mnie zemdliło, a potem zobaczyłam znajomą mi, leżącą na komodzie czapkę Alexa. Zamknęłam się w pokoju, zwinęłam czapeczkę w mały rulonik i wcisnęłam do tylnej kieszeni. Pod czapką, na komodzie, leżał kluczyk do samochodu. Zapasowy, ale z logo auta Alexa, jak dobrze pamiętam. Alex dał Lucy zapasowy kluczyk do swojego samochodu? Czyli są na poważnie.. Destiny oszaleje!
Postanawiając, że to byłoby ważne dla mojej przyjaciółki, zgarnęłam kluczyk z komody i wsunęłam do drugiej tylnej kieszeni.
Teraz czas na ten pamiętnik. Nogi mi się trzęsły ze strachu, ale starałam się o tym nie myśleć. Destiny mnie kryje i mogę czuć się bezpieczna.
Otwierałam i zamykałam kolejne szuflady komody. Zajrzałam pod łóżko, do kufra i na górę szafy. W końcu wsunęłam rękę między materac a ramę łóżka. Wyciągnęłam pamiętnik. Mały, zielony pamiętniczek Lucy. Dziwne, że nie różowy, nie?
Nagle zabrzęczała krótkofalówka.
-Cholera. - usłyszałam głos Destiny.
Wyciągnęłam ją zza paska i wcisnęłam guzik mówienia.
-Co się stało?
-Pies. Duży pies. Właśnie pojawił się w salonie czy jakkolwiek nazwiesz tą kosmiczną przestrzeń. Gapi się na mnie. No wiesz, prosto na mnie.
-Co to za pies?
-Nie jestem na bieżąco z rasami psów, ale wydaje mi się że to doberman. Wydłużony, warczący pysk. Trochę przypomina Lucy, jeśli to pomoże. Oj. Właśnie postawił uszy. Idzie na mnie. To na pewno jeden z tych psów telepatów. Wie doskonale, że nie siedzę sobie tu ot tak, bez powodu.
Wywróciłam oczami. Ona musi tak dużo gadać i wszystko dokładnie opisywać?
-Zachowaj spokój.
-Sio, piesku. Sioo, mówię!
W krótkofalówce rozległo się niewątpliwe warczenie psa.
-Em, Zoe? Mamy problem. - powiedziała chwilę później.
-Pies nie poszedł sobie?
-Gorzej. Właśnie pobiegł na górę.
W tej samej chwili rozległo się ostre szczekanie za drzwiami. W dodatku nie ustawało - a robiło się coraz głośniejsze i bardziej warkotliwe.
-Destiny! - syknęłam do słuchawki. - Weź stąd tego psa!
Odpowiedziała coś, ale nie dosłyszałam poprzez warczenie psa. Zasłoniłam ucho dłonią.
-Co?
-Lucy tam idzie! Spadaj!
Chciałam wsunąć pamiętnik na miejsce pod materacem, ale wymknął mi się w pośpiechu z rąk. Spomiędzy kartek wyleciały całe pliki notatek i zdjęć. W panice zgarnęłam wszystkie te papiery na jedną stertę i wrzuciłam je do pamiętnika. Następnie włożyłam pamiętnik, który był dość mały, zważywszy, ile sekretów miał ponoć zawierać - wraz z krótkofalówką za pasek spodni i zgasiłam światło. Później pomyślę o jego zwrocie. Na razie muszę się stąd wydostać.
Podniosłam okno, spodziewając się, że będę musiała uporać się z okiennicą, ale ktoś zrobił już to za mnie. Zapewne Lucy zdjęła już ją dawno, żeby mieć o jedną przeszkodę mniej, kiedy wymykała się z domu. To wlało we mnie trochę nieco nadziei. Jeśli Lucy wychodziła przez to okno, to ja też dam radę. Nie powinnam spaść i zabić się. Przecież jestem cheerleaderką.
Wystawiłam głowę przez okno i spojrzałam w dół. Dokładnie pode mną znajdował się pusty ogród. Czyli zabawa trwa z drugiej strony domu, tym lepiej. Wystawiłam jedną nogę na zewnątrz i znalazłam dachówkę, na której dało się oprzeć stopę. Kiedy upewniłam się, że nie zjadę po pochylonym dachu, wystawiłam drugą nogę. Starając się utrzymać równowagę, opuściłam z powrotem okno. Schyliłam się akurat w chwili, kiedy szyba rozjarzyła się światłem. Psie pazury zazgrzytały na szkle, rozległo się wściekłe szczekanie. Przykucnęłam i przylgnęłam jak najbliżej ściany domu, modląc się, żeby Lucy nie otworzyła okna i nie spojrzała w dół.
-Co się dzieje? - dobiegł mnie jej stłumiony głos. - Co się dzieje, Boomer?
Poczułam, że pot spływa mi po plecach. Lucy na pewno wyjrzy przez okno, a wtedy zobaczy mnie. Zamknęłam oczy i usiłowałam zapomnieć, że jej dom jest pełen ludzi, z którymi przyjdzie mi chodzić do szkoły przez następny rok. Jak wytłumaczę zakradanie się do jej sypialni? Jak wytłumaczę, że mam jej pamiętnik? Czułam, że nie zniosę tego upokorzenia.
-Zamknij się, Boomer! - krzyknęła Lucy. - Czy ktoś może przytrzymać tego psa, żebym mogła otworzyć okno? On jest taki głupi, że jeśli go nie przytrzymacie, to jeszcze wyskoczy. Ty.. w korytarzu! Tak, ty! Chwyć psa za obrożę i nie puszczaj. Zrób to!
W nadziei, że szczekanie psa zagłusza wszelkie inne dźwięki, przetoczyłam się i oparłam plecami o dachówki. Przełknęłam ślinę, usiłując pozbyć się uczucia strachu podchodzącego mi do gardła.
Wbiłam obcasy w dach, żeby odepchnąć się jak najdalej od gzymsu i wyciągnęłam krótkofalówkę zza paska.
-Destiny? - szepnęłam.
-Gdzie jesteś? - zapytała przekrzykując ryczącą w tle muzykę.
-Myślisz, że jesteś w stanie pozbyć się jakoś tego psa?
-Jak?
-Wymyśl coś.
-Mam go otruć?
Otarłam pot z czoła wierzchem dłoni.
-Miałam na myśli raczej zamknięcie go w szafie.
-Chcesz, żebym go dotknęła.
-Dess! - syknęłam.
-Dobra, coś wymyślę.
Minęło pół minuty, aż usłyszałam głos Destiny dochodzący z pokoju Lucy.
-Ej, Lucy! - zawołała, przekrzykując szczekanie. - Nie chcę przeszkadzać, ale pod drzwiami stoi policja. Mówią, że to w związku ze skargą na hałas. Mam ich poprosić do środka?
-Że co? - wydarła się Lucy tuż nade mną. - Nie widzę radiowozu.
-Pewnie musieli zaparkować dalej. W każdym razie widziałam zakazane substancje u kilku gości.
-No i co? - warknęła Lucy. - Jest impreza.
-Alkohol jest nielegalny poniżej dwudziestu jeden lat.
-Super! - krzyknęła Lucy. - Co mam zrobić? - zamilkła, po czym wydarła się znowu. - Pewnie sama ich wezwałaś!
-Kto, ja? - zapytała Dess. - Miałabym stracić okazję na darmową wyżerkę? Niemożliwe.
Chwile później wściekłe szczekanie Boomera ucichło w głębi domu, a w sypialni zgasło światło. Przez chwilę czekałam całkiem bez ruchu, nasłuchując. Kiedy miałam pewność, że w pokoju Lucy nikogo nie ma, przykucnęłam znowu i podpełzłam do okna. Psa nie było, Lucy nie było, żeby tylko udało mi się..
Nacisnęłam na okno, żeby je podnieść, ale ani drgnęło. Chwyciłam w lepszym miejscu i włożyłam w pchnięcie całą moją siłę. Nic.
Okej - pomyślałam. Spokojnie. Lucy pewnie zamknęła okno na zasuwę. Pozostaje mi jedynie poczekać tu kilka godzin do końca imprezy, a potem zmusić Destiny, żeby przyszła z drabiną.
Usłyszałam kroki na ścieżce, więc wychyliłam się, żeby zobaczyć czy przypadkiem Destiny nie przyszła mi z odsieczą. Ku mojemu przerażeniu zobaczyłam dość znajome plecy, idące w stronę również dość znajomego samochodu. Wystukał jakiś numer na komórce i uniósł telefon do ucha. Dwie sekundy później moja komórka zadzwoniła w kieszeni. Zanim zdążyłam ją rzucić w krzaki na granicy posiadłości, mężczyzna zatrzymał się.
Z zaciekawieniem wszedł na posiadłość Lucy i ruszył w moim kierunku. Spojrzał przez ramię wędrując wzrokiem w górę.
Jason.
Zauważył mnie i przez moment pomyślałam, że wolałabym zostać rozszarpana przez Boomera.
-No, no. Myślałem, że to domena facetów. - nie musiałam go widzieć, żeby wyobrazić sobie jego uśmiech.
-Nie śmiej się. - powiedziałam, czując że jestem czerwona z upokorzenia. - Zdejmij mnie stąd.
-Skacz.
-Co?
-Złapię cię.
-Oszalałeś? Wejdź do środka i otwórz okno. Albo przynieś drabinę.
-Nie potrzebuję drabiny. No skacz. Nie opuszczę cię.
-Jasne! Mam w to uwierzyć?
-Chcesz mojej pomocy czy nie?
-Nazywasz to pomocą? - syknęłam z wściekłością. - Ładna mi pomoc!
Obrócił kluczyki w palcach i ruszył przed siebie.
-Co za cham z ciebie! Wracaj!
-Cham? - powtórzył. - To nie ja szpieguję przez okno.
-Nie szpiegowałam. Ja tylko.. tylko.. - wymyśl coś, powiedziałam do siebie z rozpaczą w głosie.
Wzrok Jasona powędrował ku oknu nade mną, a ja wiedziałam, że już rozumie, co się stało. Odchylił głowę i wybuchnął zduszonym śmiechem.
-Przeszukiwałaś sypialnię tej laski.
-Nie. - przewróciłam oczami, jakby była to kompletnie absurdalna sugestia.
-Czego szukałaś?
-Niczego. - warknęłam.
-Skaczesz?
Zerknęłam niepewnie na krawędź portyku i poczułam, że ziemia znalazła się o kolejne dziesięć metrów dalej. Przecież byłam na wyższej wysokości i nic się nie działo! Ale teraz była całkiem inna sytuacja.. Żeby uniknąć odpowiedzi, zapytałam:
-Czemu dzwoniłeś?
-Chciałem się upewnić, że wszystko w porządku.
Zabrzmiało to szczerze, ale on był doświadczonym kłamcą.
Nie miałam za bardzo wyboru, podpełzłam ostrożnie do krawędzi dachu. W żołądku mi się przewracało.
-Jeśli mnie upuścisz.. - ostrzegłam.
Jason wyciągnął ręce. Zacisnęłam powieki i zsunęłam się z gzymsu. Powietrze owiało mnie ze wszystkich stron , a chwilę później znalazłam się w ramionach Jasona, przytulona do niego. Trwałam tak przez chwilę z walącym mocno sercem, co było wynikiem zarówno działania adrenaliny, jak i jego bliskości. Był ciepły i znajomy. Mocny i gwarantujący bezpieczeństwo. Chciałam wczepić się w jego koszulę, wtulić twarz w ciepłe zagłębienie na jego szyi i nigdy nie puścić.
Jason wsunął niesforny kosmyk moich włosów za ucho.
-Chcesz wracać na imprezę? - wymruczał.
Pokręciłam przecząco głową.
-Odwiozę cię. - wskazał podbródkiem na swoje lamborghini, ponieważ wciąż nie wypuścił mnie z ramion.
-Przyjechałam z przyjaciółkami. - odparłam. - Powinnam z nimi wrócić.
-Nie chcesz ze mną jechać ze względu na przyjaciółki? Możesz do nich napisać sms'a,
-Umówiłam się tutaj z kimś.
-Z kim? - zapytał ciekawie.
-Z chłopakiem.
_________________________________
Haj, haj! Witam Was z kolejnym rozdziałem! :)
Jestem wściekła, bo praktycznie przez miesiąc nie było rozdziału :( Bardzo Was za to przepraszam, ale myślę, że mam dobre wytłumaczenie.
Wróciłam tylko co z obozu i musiałam od razu jechać na zakupy. No sami rozumiecie, szkoła, książki, zeszyty etc. Potem jakieś nowe ciuchy, takie tam przygotowania do szkoły.
I pochłonęły mnie książki. Ostatnio dużo ich czytam, dzięki temu bardziej się kształcę w pisaniu :) Mam po tym bardziej bogate słownictwo, co chyba da się zauważyć w tym rozdziale, prawda? Siedziałam nad nim dość długo, ciągle go poprawiając i ulepszając, aby wyszedł jak najlepiej, specjalnie dla Was! :)
Wyjątkowo podoba mi się rozdział, właśnie przez to że jest dość dopracowany :)
Tak mi się wydaje.
Ale oczywiście opinię zostawiam dla Was!!! Halo halo, opinie plz.
Wooo, jak dodałam 6 rozdział to było 10k wyświetleń, a dziś jest 15k! Dziękuję tak cholernie oijgvioer
Błagam Was, komentujcie, polecajcie tego bloga, proszę to dla mnie naprawdę bardzo ważne, wiecie? Chciałabym mieć jak najwięcej czytelników. Proooszę? Nie wiem, podeślijcie link do opowiadania na twitterze, polecajcie - proszęęę!
Chyba to wszystko :)
Kocham Was najmocniej! xx
A, jakbym mogła zapomnieć!
Zostałam nominowana do Liebster Award przez autorkę ff Guardian Angel.
Bardzo mi miło, z tego powodu, naprawdę bardzo dziękuję :)
Miałam nie bawić się w takie coś, no ale co mi szkodzi :) Niestety nikogo nie nominuję, ponieważ ostatnio nie czytam w ogóle ff, więc niestety nie ma możliwości.
1. Jak masz na imię?
Klaudia :)
2. Kto jest twoim autorytetem i dlaczego?
Jak się można było domyślić, Justin Bieber. Idealnie pokazuje, że warto spełniać swoje marzenia. Starać się. Dużo przeżył w swoim dzieciństwie, ale mimo wszystko świetnie sobie radzi. Ma talent i potrafi to w życiu wykorzystać. Osiągnął sukces, nie poddawał się i można mu tego pogratulować. Doskonały artysta, pokazujący, że warto spełniać marzenia.
3. Od jak dawna piszesz opowiadania?
Rok i równiutko jeden miesiąc, haha. Nawet bym nie zauważyła.
4. O kim najłatwiej jest ci pisać fanfiction?
Chyba jasne, o Justinie.
5. Do jakich fandomów należysz?
Beliebers.
6. Co cenisz najbardziej w swoim idolu/idolach?
Cenię mojego idola za to ile przeżył i za to jaki był dobry dla ludzi i świata. Nauczył mnie, że ludziom się wybacza i że każdy człowiek może zmienić świat zaczynając od siebie. Nauczył mnie też spełniać swoje marzenia i brnąć do celu. Mimo wielu przeszkód, nadal się nie poddaje i spełnia swoje marzenia.
7. Co robisz, gdy brakuje ci weny?
Czytam książki, słucham muzyki dokładnie analizując tekst. Oglądam filmy.
8. Uważasz pisanie ff jako przyjemność czy robisz to już z przyzwyczajenia?
Oczywiście, że robię to dla przyjemności.
9. Wiążesz przyszłość z pisaniem?
Raczej nie. Robię to tylko dla przyjemności, jak odpowiedziałam wyżej.
10. Kiedy/w jakich sytuacjach masz najwięcej pomysłów na opowiadanie?
Jak obejrzę film lub przeczytam jakąś książkę, potem sobie wszystko łączę i mam najwięcej nowych pomysłów.
11. Jakiego rodzaju muzyki słuchasz?
Najwięcej to popu i rapu.
Dziękuję jeszcze raz za nominację!